Toniutti to niekwestionowany lider ZAKS-y, dlatego Grzegorz Pająk gra niewiele. W czwartkowym meczu w
Częstochowie rozgrywający dostał jednak szansę od trenera Ferdinando De Giorgiego i został wybrany najbardziej wartościowym zawodnikiem spotkania.
Tadeusz Iwanicki: Długo pan czekał na swoją szansę i wykorzystał ją w stu procentach...
Grzegorz Pająk: - Ciekawe, że pan o to pyta, bo śmiałem się po meczu z kolegami, że jak się przychodzi do ZAKS-y, to czeka się jeden miesiąc, drugi, piąty, siódmy aż wreszcie dostaje się szansę i trzeba ją wykorzystać, bo innej opcji nie ma. Ja się bardzo cieszę, że wyszedł mi taki mecz. Ciężko na to pracowałem i szczerze mówiąc, nie spodziewałem się takiego występu. Szczególnie w obronie, a więc w elemencie, w którym nie zawsze mi idzie. Pomijając inne elementy, to z obrony jestem najbardziej zadowolony.
Pewnie się pan cieszy, że nagrodę dostał pan w Częstochowie, mieście, w którym uczył się pan siatkarskiego abecadła.
- Jadąc na halę przejeżdżałem koło internatu na ulicy Legionów, w którym mieszkałem przez trzy lata. Bardzo fajnie wspominam tamten czas, chociaż przyznaję, że powoli zaczyna się w pamięci zacierać.
Częstochowa była dla mnie idealna na tamten moment. Tutaj poczułem, że
siatkówka może być fajną przygodą. AZS był na topie, grał niesamowicie, a my stawialiśmy pierwsze kroki w Norwidzie. Bardzo się cieszę, że mogłem tutaj zagrać. Z tego, że wygraliśmy i z MVP oczywiście też. Podobno w nagrodę dostałem lampę...
Gratulując panu występu w Częstochowie, pogratuluję też pana drużynie znakomitej rundy zasadniczej. I zapytam z kim siatkarze ZAKS-y chcieliby zagrać w wielkim finale?
- Nie wybieramy sobie rywala, chcąc zdobyć złoto musimy się skupić na swojej grze. Proszę mi wierzyć, że nie mamy faworytów. Niech w tej walce o drugie miejsce w finale wygra lepszy.